Minęła zima... (Pnp 2, 10-13)

Werset dziesiąty mówi: "Miły mój odzywa się i mówi do mnie: "Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź!" Pan mówi tutaj bardzo wyraźnie. On chce, aby panna wstała i poszła. (…)

Madame Guyon powiedziała: "Kiedyś Jego obecność była kwestią czasu i miejsca, ale teraz nie chodzi już o czas ani miejsce. Kiedy możemy zaufać, że obecność Pana jest w nas, gdziekolwiek jesteśmy, nie będziemy zwodzeni przez nasze wewnętrzne uczucia".

Werset jedenasty mówi: "Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł". Odkąd Pan powołuje ją, aby wyszła z Nim, mówi On o swoich przeszłych doświadczeniach i teraźniejszych faktach.

"Zima" to czas suszy, oziębłości, braku wzrostu, i czas prób. W pierwszej części jej doświadczenia Bóg przeprowadził ją przez to wszystko. Wygląda na to, że Pan wyprowadził ją ze wszystkich prób chłodu, suszy i pozornej martwoty. Swoją niezaprzeczalną obecnością Pan odsunął zimę, podczas gdy panna nie była tego nawet świadoma. (…)

Wersety dwunasty i trzynasty mówią: "Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź!" Pan chce, abyśmy stali teraz na gruncie zmartwychwstania. Po okresie śmierci nadeszła wiosna i czas zmartwychwstania. Te wersety mówią nam, że musimy rozumieć naszą pozycję w zmartwychwstaniu. Obydwa opisują pozycję zmartwychwstania, mówią o wiośnie, która nadchodzi po zimie. Gdyby wspomniano o wiośnie bez uprzedniego wspomnienia zimy, oznaczałoby to, że istnieje życie bez zmartwychwstania, ale gdy wiosna jest wspomniana po zimie, wskazuje to na zmartwychwstanie. Pan pokazuje jej to wszystko, co znajduje się w zmartwychwstaniu, aby już więcej nie zwracała uwagi na śmierć, zimno, suszę i minioną zimę. (…)

"Winne krzewy kwitnące już pachną". Winne krzewy właśnie zakwitają - to jest w czasie teraźniejszym. Oznacza, że sytuacja pełna jest nadziei na wydawanie owocu i że owoc zostanie wydany z całą pewnością. Nikt nie widział kwitnącego krzewu winnego; zanim bowiem kwiaty rozwiną się, już zamieniają się w owoce. Z innych kwiatów może nie powstać owoc, ale kiedy krzew winny kwitnie, z całą pewnością wyda owoc. Taka jest pozycja zmartwychwstania. Wszystko, co jest martwe, przeminęło, a przyszłość jest obfita i bezpieczna.

Pan używa bogactw zmartwychwstania, aby przekonać pannę do wyjścia. Nie powinna już troszczyć się o szczęście w swych uczuciach, powinna doświadczyć mocy zmartwychwstania. Nie jest to czas, aby być pasywnym, jest to czas, aby być agresywnym, czas wyjścia i pokazania Jego życia światu.

Watchman Nee

(z książki "Pieśń nad Pieśniami")

Powyższy fragment z Pieśni nad pieśniami, jak również słowa komentarza brata Watchmana Nee, wyjęte z jego książki, będącej egzegezą tego biblijnego poematu, charakteryzują trafnie duchową odwilż, atmosferę ożywienia czy przebudzenia, jaka co pewien czas staje się udziałem Kościoła Jezusa Chrystusa. Okres zastoju, którego symbolem jest zima, kończy się, a przychodzi upragniona wiosna, okres rozkwitu i burzliwego rozwoju.

Nie wszystkim dzieciom Bożym dane jest żyć i działać w tak radosnym i fascynującym okresie. Wielu z nich poumierało w wierze "nie otrzymawszy tego, co głosiły obietnice, lecz ujrzeli i powitali je z dala" (Hbr 11: 13). Należy do nich także autor powyższego tekstu, brat Watchman Nee, gorąco i głęboko oddany sprawie odnowy Kościoła, który spędził dwadzieścia lat w strasznych warunkach w więzieniu chińskim, gdzie w roku 1972 odszedł do Pana. Co do nas natomiast, to "Bóg przewidział ze względu na nas coś lepszego" (w. 40). Jest to niebywały przywilej, który zobowiązuje.

Stan opisany w Pieśni nad pieśniami charakteryzuje także aktualną sytuację duchową w naszym kraju. Wiele szczegółów, wiele zjawisk na ziemi i w powietrzu, które można oglądać oczami i słyszeć uszami, zdaje się prowadzić do nieodpartego wniosku, że następuje pewien przełom, pewne przesilenie: trudny i uciążliwy okres "zimy" dobiegł końca, a na jej miejsce z niepowstrzymanym dynamizmem wdziera się "wiosna", niosąca nowe życie, nowe wyzwania i nowe nadzieje.

Każdy zdrowo urodzony przez Słowo i Ducha chrześcijanin nosi w sobie pewien zarys, pewien obraz, pewien model nowego życia, co wiąże się z określonymi oczekiwaniami i tęsknotami. Jeśli z jakichkolwiek przyczyn ten model włożony przez Pana w serce człowieka nie może doczekać się pełnej realizacji, człowiek głoduje duchowo i cierpi na niedorozwój. Choćby jednak nawet przez długie lata wdrażany był w życie niepełne i ubogie pod wieloma względami, a nawet całkiem utracił świadomość swojego prawdziwego powołania, to jednak w podświadomości nie utraci tego wyczucia smaku nowego życia i jak tylko zetknie się z autentyczną, pełną jego postacią, zareaguje spontanicznie, ożywi się, jakby zbudzony ze snu.

Przepięknie przedstawił to głęboko wierzący pisarz Hans Christian Andersen w swojej alegorycznej baśni pt. "Brzydkie kaczątko". Domniemane kaczątko, które kaczka wysiedziała z łabędziego jajka, uchodziło w podwórkowym towarzystwie za potworka i dziwaka, i doświadczało niesamowitych tarapatów i szykan. W końcu wydalone i skazane na poniewierkę omal nie zamarzło na śmierć. Dopiero wiosna odmieniła jego los, kiedy zobaczyło w lustrze wodnym swój łabędzi kształt, usłyszało głos swoich prawdziwych krewnych, a potem spotkało ich i zostało przez nich życzliwie przyjęte.

Bardzo wiele takich "kaczątek" żyło i żyje jeszcze dookoła nas. W pewnym sensie i w pewnym stopniu wszyscy jeszcze nimi jesteśmy. Z konieczności musieliśmy zadowalać się niskokaloryczną dietą, bez przerwy szamotać się ze swoją i cudzą cielesnością, bez przerwy jak na huśtawce przeżywać wzloty i upadki, obowiązkowo uczestniczyć we wzajemnych utarczkach wyznaniowych. Oczekując i gorąco wypatrując postępu raz po raz musieliśmy oglądać niepowodzenia, upadki, porażki, "rozwój" od dziesięciu do pięciu, od małego do jeszcze mniejszego, od ubóstwa do nędzy, robienie kroku naprzód przy kilku krokach do tyłu, zdobycie jednej warowni kosztem utraty kilku innych itd.

Często "kaczątka" takie karmiły się niesmacznymi i niestrawnymi pokarmami liberalizmu, legalizmu, dogmatyzmu, tekstualizmu, denominacjonizmu, klerykalizmu i wielu innych jeszcze -izmów. Nakłaniano i wykorzystywano je chętnie do różnych robót i usług, pilnując jednak bacznie, by czasem nie dawały wyrazu swoim tęsknotom, jeśli zaś pozwalały sobie na to, były wymanewrowywane na margines, a nawet szkalowane i niszczone. Niektóre zmuszano nawet, by leczyły swoje "słabe sumienia", a terapią "wzmacniającą" je miało być ich uczestniczenie w kłamstwach i nadużyciach. Obecną w swoich sercach wizję chrześcijanina i Kościoła musiały tłumić i ukrywać, aby nie narażać się tym, którzy budowali kościół według własnej koncepcji, dla swoich własnych celów i dla swojej własnej chwały.

Kogóż by to w końcu nie zniechęciło, nie przygnębiło, nie przytłoczyło? Wszystkie wysiłki wydawały się być prawie daremne, nieskuteczne, bezowocne. I nic dziwnego, gdyż okres zimy cechuje ogólna niemożliwość. Kraina ścięta lodem nie posiada warunków rozwoju. Chodzi w takim okresie przede wszystkim o to, aby przetrwać, aby nie zamarznąć na śmierć, aby zachować stan posiadania.

Przecież rodziliśmy się duchowo, rozwijaliśmy się, dojrzewali i usługiwali, żył także i rozwijał się, choć w trudnych warunkach, Kościół. - Niewątpliwie tak. Żyjemy przecież ciągle w okresie łaski. Nie chodzi jednak o ocenę dotychczasowego etapu, o którym można by z pewnością powiedzieć także wiele dobrego, lecz o zobaczenie go w kontraście z tym, co powinno i co może teraz nastąpić. Chodzi o uświadomienie sobie kontrastu między zimą a wiosną, różnicy między możliwościami zimy, a możliwościami wiosny. Nie sposób nie wspomnieć przy tym także o zjawiskach negatywnych, gdyż kościoły skute lodem nie są częścią Bożego planu, lecz rezultatem błędów, grzechów i zaniedbań nas wszystkich - ich członków, a zwłaszcza przywódców.

Wraz z nastaniem wiosny ma miejsce ożywienie, następuje jakościowy skok, ogromne przyśpieszenie wszystkich procesów życiowych. Wiosna jest także godziną prawdy. "Głos synogarlicy słychać w ziemi naszej." Głos Ducha Świętego budzi i zachęca, otrząsa i ożywia. Nie wszyscy go słyszą i nie wszyscy go usłyszą. Na pewno jednak usłyszą go wszyscy ci, którzy nastawieni są na odbiór na tej właśnie długości fali, którzy będąc zrodzeni z Ducha pragną słyszeć i mają zdolność słyszenia i rozpoznania tego, "co Duch mówi do zborów". Takich na dźwięk tego głosu ogarnia podniecenie, ożywiają się i poznają, że nadszedł kres bezradnego wzruszania ramionami, rozkładania rąk lub opuszczania ich w geście zniechęcenia, a nastał czas rozprostowania pochylonych pleców, podniesienia opuszczonych głów i rozpostarcia skulonych łabędzich skrzydeł.

Chodzi więc o bardzo proste, ale jakże doniosłe i przełomowe przesłanie, że jest to możliwe i konieczne, aby stan faktyczny we wszystkich istotnych szczegółach doprowadzony został do pełnej zgodności z biblijnym wzorcem. Chodzi o to, że jest niepotrzebne, anachroniczne i niedopuszczalne, aby rozbieżności między stanem faktycznym życia chrześcijańskiego i Kościoła, a ich biblijnym wzorcem tolerować albo się na nie godzić. Chodzi o to, że Boża, biblijna postać docelowa dojrzałego chrześcijanina i dojrzałego Kościoła nie jest i nie może być dłużej utopią, lecz że jest w pełni osiągalna i pod kierownictwem Ducha Świętego musi zostać i w niedługim czasie zostanie osiągnięta. Chodzi o rozpoznanie i zastosowanie całej pełni życia w Chrystusie, wzięcie w posiadanie całego dziedzictwa, wywalczonego dla Kościoła przez Chrystusa w Jego śmierci i zmartwychwstaniu.

Ale nie samo to przesłanie jest obecnie źródłem radości, podniecenia i otuchy, nie jest ono bowiem niczym nowym. Zwiastowanie o konieczności zakończenia procesu odnowy Kościoła rozbrzmiewa bez przerwy od czasów reformacji Lutra, niestety jednak nie zawsze było słyszane. Bardzo często było ono głosem wołającego na puszczy, nieraz do tego stopnia, że nawet sam wołający popadał w końcu w apatię i zniechęcenie. Tam jednak, gdzie zwiastowanie to w różnym czasie i na różnych miejscach docierało do świadomości chrześcijan, gdzie było przyjmowane i wywoływało reakcję, stawało się zawsze inspiracją i bodźcem do nowego ożywienia i przebudzenia, motorem kolejnego kroku w procesie odnowy.

Powodem radości dzisiaj jest przede wszystkim ten fakt, że przesłanie to rozbrzmiewa ponownie z taką wyrazistością i taką siłą, gdyż jest to dowodem Bożej inicjatywy, jeszcze bardziej jednak powodem radości jest to, że jest ono słyszane, że zatacza coraz szersze kręgi, że dociera do świadomości coraz bardziej znaczącej części ludu Bożego, że coraz to nowi ludzie Boży podchwytują je, przyjmują i dołączają swój głos do tego zwiastowania, i że dzięki temu hasło ożywienia i odnowy słychać coraz wyraźniej. Wszystko to zaś zdaje się być coraz bardziej oczywistą zapowiedzią, że nie skończy się na zwiastowaniu, lecz że za nim pójdą czyny i że zobaczymy niedługo rzeczywiste, autentyczne, potężne przebudzenie.

Znaczenie tego jest przeogromne, toteż odczucia tych, którzy przez wiele lat na to czekali i o to się modlili, albo być może zrezygnowani już nawet się nie modlili, porównać można do odczuć patriarchy Jakuba (1Mo 45: 26-28). Los nie szczędził Jakubowi dotkliwych ciosów. Utracił umiłowaną żonę, a potem przez wiele lat opłakiwał jej pierworodnego syna, przekonany o jego śmierci. Z jego utratą utracił sens i chęć życia. W dodatku kraj, w którym przebywał, dotknięty został długotrwałym i wyniszczającym głodem. I w tej beznadziejności jak grom z nieba dociera do niego wieść, że Józef nie tylko żyje, ale jest władcą całej ziemi egipskiej. Nie wywarło to jednak na nim żadnego wrażenia, gdyż było to zbyt fantastyczne. Ale nie mógł dłużej nie wierzyć i wstąpiło w niego nowe życie, kiedy zobaczył nieodparte dowody w postaci wozów i jucznych zwierząt, obładowanych najlepszymi rzeczami Egiptu. Niewątpliwie było to fantastyczne, a jednak prawdziwe.

Życie jego odzyskało sens, skoro ten, wraz z którym pogrzebał wszystkie najśmielsze oczekiwania i nadzieje swojego serca, okazał się żyjący i w pełni panujący nad sytuacją, a także zdolny zaradzić klęsce głodu. Także i nasze najśmielsze nadzieje i oczekiwania pozostają w pełni aktualne i odżywają teraz na nowo, usuwając wszelkie przygnębienie. Jakże moglibyśmy nie wierzyć, widząc tak wiele dowodów, przykładowo chociażby czasopisma i książki chrześcijańskie, wypełnione najcenniejszymi prawdami Królestwa Niebios?!

Przedstawiony w Piśmie Świętym model chrześcijanina, będącego w Chrystusie nowym stworzeniem i dorastającego do wymiarów pełni Chrystusowej (Ef 4: 13), oraz Kościoła pełnego chwały (Ef 5: 27) jest tak oszałamiający i porażający, że jeśli tylko ktoś czyta je, mając dobrze funkcjonujący wzrok duchowy, korzystając ze światła Ducha Świętego i bez dymnych szkieł denominacyjnych na oczach, to nie może określić tego inaczej, niż jako "absolutnie fantastyczne". Kto zobaczy w Duchu coś z tej wspaniałości, nie może nie zachwycić się, nie może nie być podniecony i zafascynowany, pełny entuzjazmu.

Jest czas, w którym tak, jak w każdym przebudzeniu, ogólna niemożliwość poprzedniego okresu zastąpiona została przez ogólną możliwość. Stoją do dyspozycji pełne zasoby wszelkich niezbędnych materiałów duchowych w postaci kompletnych planów Słowa Bożego, pełnego błogosławieństwa Pana, bogatych doświadczeń, zdobytych przez minione pokolenia naszych poprzedników w wierze oraz pełni mocy i mądrości duchowej, przygotowanej na to zadanie przez Ducha Świętego dla tych, którzy, poddani Jemu, złożywszy swoje ciała jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, będą w nim uczestniczyć. "Wszystko możliwym jest, tylko Mu wierz!" - śpiewano w poprzednich przebudzeniach i jest czas powrotu do takiego właśnie nastawienia.

Można łatwo przewidzieć, jakie będą dwie skrajne, niewłaściwe postawy, utrudniające realizację zamierzonego przez Pana dzieła. Jedną będzie niewątpliwie podejście ludzi powierzchownych, nieodrodzonych i nieprzeobrażonych, szukających w chrześcijaństwie przede wszystkim osobistej przyjemności i rozrywki, którzy przebudzenie rozumieć będą jako nowy rodzaj emocji, okazję do tego, by się wyszumieć, wyszaleć, znaleźć nowe obszary samorealizacji, nowe doznania i formy duszewnego uniesienia. Tacy zechcą skwapliwie przytakiwać i podchwytywać każdą inicjatywę, ale ich niekarne, nieutemperowane i niewrażliwe duchowo postępowanie może wyrządzić o wiele więcej szkody niż pożytku.

W związku z tym trzeba bardzo jasno powiedzieć, że przebudzenie to nie chrześcijaństwo typu cap-carap, odchodzenie od norm przyzwoitości, uczciwości czy od biblijnych zasad postępowania ani poddawanie się nieokiełzanym nastrojom pod płaszczykiem swobody działania Ducha. Wręcz przeciwnie, przebudzenie musi cechować przede wszystkim traktowanie znacznie bardziej na serio dobrych obyczajów, zdyscyplinowanie i wzmożone poczucie odpowiedzialności przed Bogiem za swoje postępowanie, słowa, a także myśli.

Drugie skrajne podejście to sama tylko obserwacja i wyczekiwanie, ostrożny sceptycyzm, badanie bez przerwy różnych szczegółów i wydarzeń towarzyszących przebudzeniu, ciągły brak pewności, czy naprawdę działa tu Bóg, skoro wśród zwolenników przebudzenia mają także miejsce takie czy inne zjawiska kontrowersyjne, rzeczy trudne do zaakceptowania, wydarzenia wywołujące krytykę, lub też stosowane są praktyki, nieznane z dotychczasowej działalności kościelnej, albo głoszone są tezy, budzące zastrzeżenia doktrynalne, lub też, być może, brak jest pewnych elementów, które wydają się być bezwarunkowo konieczne.

Ostrożność taka jest jak najbardziej na miejscu, gdyż żyjemy przecież w czasie, w którym działa także moc nieprawości, a rozróżnienie może być w tych czasach bardzo trudne (Mt 24: 24). Miejmy jednak świadomość, jak brzemienną w skutki rzeczą mogłoby być popełnienie przy takiej ocenie błędu i dołóżmy wszelkich starań, aby tego uniknąć, wystrzegając się wszelkiej pochopności i poddając dogłębnej analizie nie tylko dane zjawiska, ale także swoje motywy, nade wszystko zaś, stosując kryteria Słowa, prośmy o światło Ducha Świętego, gotowi poddać się Jego kierownictwu.

W procesie tym musi być i jest miejsce na czynny udział dla wszystkich dzieci Bożych. Jeśli jesteś zrodzony z Ducha, jest w nim miejsce i dla ciebie. Jeśli masz różne wątpliwości i obiekcje, rozwiązuj je w bezwzględnej szczerości przed Bogiem. Jeśli widzisz jakieś braki i zagrożenia, to być może ty jesteś tym, któremu Duch Święty chce zlecić zadanie, by na nie wskazać i przed nimi ostrzec. Także i ty niewątpliwie posiadasz i reprezentujesz niezastąpioną przez innych ważną cząstkę całości, którą Duch Święty przygotował w tobie i powierzył twojej opiece w tym celu, aby teraz wstawić ją na właściwe miejsce w swoim Kościele. Wiele różnych elementów będzie trzeba z sobą połączyć, wiele także powiedzieć, ale Pan z pewnością przygotował już albo przygotowuje tych, którzy pod Jego kierownictwem to wykonają. Każdy z nas osobiście przed Bogiem winien zadbać o właściwe włączenie się w dzieło, prowadzone przez Jezusa Chrystusa. Boże szczególne błogosławieństwo i Jego nadnaturalna obecność przejawiają się bowiem przede wszystkim tam, gdzie znajduje się centrum Bożej uwagi i Bożego działania. Bardzo zgubne skutki może przynieść pozostawanie na uboczu, w zaciszu, poza zasięgiem obecności Bożej.

Niewątpliwie przebudzenie duchowe jest zjawiskiem złożonym, w którym działa Bóg, wiele ludzi, a także szatan. Nie jest to bynajmniej relaksująca wycieczka, lecz złożony proces, mający wiele wątków, aspektów i problemów, zażarta bitwa na śmierć i życie. Obserwując scenę wydarzeń duchowych ostatnich lat wielu szczerych chrześcijan jest, oględnie mówiąc, zaniepokojonych, a często wręcz zbulwersowanych, przerażonych i zrozpaczonych. Nieraz zamiast widzieć symptomy przebudzenia mamy albo mieliśmy raczej wrażenie ogólnego chaosu i rozgardiaszu, w dodatku potęgującego się z roku na rok.

Ale czyżby miało to oznaczać, że Bóg także "stracił głowę", patrzy na sytuację bezradnie i zmuszony będzie zrezygnować ze swoich celów? Czy zepchnięty do defensywy będzie musiał zadowolić się oblubienicą niepełnosprawną, podzieloną i schorowaną albo też wesele Barankowe nie odbędzie się? Zarówno w świetle Słowa, jak i w świetle logiki, a także w świetle doświadczenia chrześcijańskiego jest to myśl całkiem absurdalna. To tylko ludzie tracą głowy i popadają w dezorientację. Ale to nawet dobrze. Także i to przyczynia się do realizacji Bożych celów. Ludzkie próby zaprowadzania porządku i trzymania wszystkiego pod kontrolą tylko potęgują chaos. To nie my ani nasza pewność siebie, ale Boże prowadzenie musi być gwarantem naszego dojścia do celu.

Procesy zachodzące w okresie zimy są stosunkowo wolne i proste, umysł ludzki może więc mieć je w pewnym stopniu pod kontrolą. Nie jesteśmy natomiast w stanie kontrolować wielorakich, wartkich, burzliwych procesów wiosny, muszą się nam one wydawać chaotyczne, a nawet destrukcyjne. Czyż burze z piorunami, grady i rwące powodzie nie powodują zniszczeń? Wezbrane wody wiosennych powodzi niosą całą masę brudu i rupieci, a nieraz nawet zdechłe zwierzęta gospodarskie i szczątki domostw, które nie zdołały im się oprzeć. A jednak przyroda sobie z tym wszystkim doskonale radzi i przeobraża ten pozorny chaos w harmonijny rozkwit i rozwój, który w końcu owocuje plonami lata. Pamiętajmy ponadto, że Pana chwalić będą także szakale i strusie (Iz 43: 20) czyli zwierzęta, o których Biblia nie ma wiele dobrego do powiedzenia.

Tak samo w sensie duchowym przebudzeniu towarzyszy zwykle wiele emocji i sensacji, zarówno w dobrym, jak i złym tych słów znaczeniu, ale nie to jest jego istotą, lecz chodzi o ten harmonijny rozkwit i rozwój, którym to wszystko musi w końcu zaowocować. W obliczu tego wszystkiego, co obserwujemy i co jeszcze nadejdzie, możemy mieć niezachwianą pewność, że Bóg sobie z tym doskonale poradzi. Nie poradzi sobie tylko z tymi, którzy z uporem trzymać będą swoje naczynia odwrócone dnami do góry, którzy okażą się zamknięci na autentyczne działanie Ducha, niezależnie od tego, czy będzie to spowodowane unoszeniem się w płytkim duszewnym upojeniu, czy też pełnym wyższości, rezerwy i dystansu faryzejstwem.

Trzeba ponadto mieć na uwadze, że nie oczekujemy na zwykłe, normalne przebudzenie, podobne do wielu poprzednich. Wszystkie dotychczasowe bowiem po czasie brali w swoje ręce ludzie, na widownię wkraczali organizatorzy, na skutek czego przebudzenia zastygały, a pozostałością po każdym była kolejna denominacja lub nawet kilka. Oczekujemy na "ostatnią bitwę", której rezultatem będzie "Kościół pełen chwały", trwały organizm złożony z wszystkich zrodzonych z Ducha. Jeśli realizacji tego zadania podejmą się ludzie, to nie ma żadnej wątpliwości, jaki będzie rezultat. Na litość Boską, nie próbujmy i trzymajmy swoje ręce od tego z dala! Tego dokonać może jedynie Bóg. Jak On to zrobi? Całe szczęście, że nikt z nas nie ma zielonego pojęcia. Wiemy tylko, że na pewno zrobi.

Przez cztery tysiące lat historii starotestamentowej Bóg kształtował drugiego Adama - Jezusa Chrystusa. Przez dwa tysiące lat historii nowotestamentowej kształtuje dla Niego pomoc, wyjętą z Jego przebitego boku drugą Ewę, która wzorem pierwszej będzie Słowem z Jego Słowa i Duchem z Jego Ducha, mężatką, oblubienicą Baranka, charakterem z Jego charakteru, odblaskiem Jego chwały. Będzie Bożym arcydziełem, a ostatecznie cały świat ludzi i aniołów na jej widok wstrzyma oddech, pełny zdumienia i podziwu. Zastępy tych, którzy tego wypatrywali, lecz nie było im dane w tym uczestniczyć, skupiają swoją uwagę na tej ostatniej bitwie. Mamy niesamowity przywilej, ale i wielką odpowiedzialność, iż możemy mieć udział w końcowej fazie tego wspaniałego Bożego dzieła. Głowy i serca do góry! To, co widzimy, to dopiero początek. To, co najlepsze, jest jeszcze przed nami!

Józef Kajfosz





Chciał(a)bym przesłać ten artykuł pocztą elektroniczną na adres:

Moje imię i nazwisko:



Wersja HTML, Copyright by Czytelnia Chrześcijanina, 1999